Mamy teraz naszą rocznice ślubu – to jest taki czas refleksji. Uświadomiłem sobie, że ja od 3 lat żadnego świadectwa we Wspólnocie nie mówiłem. Dzisiaj jest 30 rocznica (dokładnie 30 lat i jeden dzień). A za pół roku będzie 10 lat odkąd jesteśmy z Małżonką we Wspólnocie – więc można powiedzieć że jedna trzecia naszego małżeństwa upłynęła w tej wspólnocie – to kawał czasu i naprawdę Wspólnocie Betlejem wiele zawdzięczamy – to że jesteśmy małżeństwem, przeszliśmy nawrócenie i mogliśmy wzrastać we wspólnocie. Pięć lat temu świętowaliśmy tu nasze 25-lecie. Było uroczyście – tort na agapie. Następnego dnia zmarł mój bardzo bliski przyjaciel – Karol. Jest to nasza rocznica świętowana razem z rocznica Jego śmierci. Miałem taki plan, żeby Go nawrócić, doprowadzić do Boga, żebyśmy razem byli we wspólnocie, ale Pan Bóg miał inne plany. Te pierwsze cztery lata we wspólnocie to było okres wzrostu dla mnie, ale – wg św. Ignacego Loyoli – okres pocieszenia, takie „wooow!”. Wszystko się świetnie układało. Wtedy ks. Jacek (nasz ówczesny pasterz) powiedział, że w każdym nawróceniu przychodzi czas próby. I ten czas próby nadszedł właśnie wówczas – po czterech latach bycia we Wspólnocie. Najpierw Pan Bóg zabrał mi pracę którą wykonywałem ponad 20 lat (ze względu na stan zdrowia), parę miesięcy później zmarł Mój Przyjaciel, z którym byłem bardzo związany…. Tak jakby Pan Bóg chciał zapytać: „Czy dalej mnie kochasz?”. Wtedy zaczął się czas kryzysu, byłem Wspólnotą rozczarowany, nawet myślałem czy nie odejść. Wtedy byłem na mszy św. w Kościele św. Brygidy – był tam Ojciec Teodor Knapczyk i przez Niego Pan Bóg w kazaniu powiedział do mnie „zostań we wspólnocie, nie opuszczaj Wspólnoty”. Potem…. Myślałem, że prace jakąś tam znajdę, będzie fajnie…. Ale Pan Bóg zaczął pracować nade mną – zaczął kruszyć moją pychę. Bo uważałem że ja sobie ze wszystkim poradzę, jak się okazało wysyłałem cv do różnych firm, nic z tego nie wynikało, narastała moja frustracja i moja niemoc. Okazało się, że nie jest tak, że mogę na sobie polegać i sobie poradzę. Pytałem Pana Boga: „co Ty chcesz ode mnie, co ja mam robić?” Nawet jak Pan Bóg dawał jakieś znaki, to ja mówiłem: „Nie, to nie dla mnie, ja tego nie chcę”. I cały czas ta pycha była we mnie (i jest dalej). Ale Pan Bóg postanowił ją kruszyć. Ponad rok temu postanowiłem, że zapiszę się do Akademii Dziennikarstwa (poczułem, że chciałbym coś pisać, że mam takie powołanie). Był akurat okres pandemii – a wiec nauka zdalna. Trzeba było napisać tekst – coś mi podpowiedziało, by dotyczył aborcji i rekolekcji Winnica Racheli. Napisałem artykuł – wyszedł całkiem dobrze. Został umieszczony na stronie internetowej Winnicy. Zachęcono mnie by „puścić” ten tekst gdzieś dalej. Wysłałem go do Stacji 7, po kilku dniach ukazał się na ich stronie internetowej. Byłem trochę jak Jonasz, któremu Pan Bóg coś wyznacza do zrobienia, a On przed tym ucieka. Teraz ostatnio było w Akademii Dziennikarskiej zaliczenie końcowe i przy tej okazji spotkałem Panią – jakoś się zgadaliśmy – okazało się, że Ona pisze książkę „Sekret Racheli”. Do tej publikacji przeprowadza wywiady z kobietami, które dokonały aborcji, a jedna z tych kobiet jest po tych rekolekcjach „Winnica Racheli”, które nasza Wspólnota prowadzi w Gdańsku. Pan Bóg znajduje dla nas to czego się nie spodziewamy. Nie wiem co z tego będzie, ale pan Bóg widocznie ma jakiś plan.